- Dostałem deklarację, że uniwersytet sfinansuje badania w Czermnie. Jestem bardzo usatysfakcjonowany - mówi prof. Andrzej Kokowski. Znany archeolog postanowił zostać na uczelni.
- Jestem właśnie po spotkaniu z rektorem uczelni i
kanclerzem. Doszliśmy do pełnego porozumienia - informuje prof. Andrzej
Kokowski, szef Instytutu Archeologii. O sporze pomiędzy znanym archeologiem i
władzami uczelni napisaliśmy w piątkowej "Gazecie". Naukowiec właśnie
zrezygnował z zasiadania w senacie uczelni. Zrobił to by zaprotestować
przeciwko biurokracji, która jak twierdzi, paraliżuje aktywność naukową
wykładowców uniwersytetu. Jako przykład naukowiec przedstawił
"Gazecie" sytuację dotyczącą badań archeologicznych w Czermnie, na
które z winy urzędników uczelnianych instytut miał nie dostać grantu
ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego. Lubelscy naukowcy znaleźli
dowody na to, że tysiąc lat temu stał tam Czerwień - gród dorównujący Gnieznu,
Poznaniowi i Krakowowi, główny ośrodek Grodów Czerwieńskich, o które w X i XI
wieku Polska walczyła z Rusią Kijowską.
O tym odkryciu przed kilkoma tygodniami było głośno w całej Polsce. - Zgodnie z
procedurami powinniśmy dołączyć do projektu naukowego załączniki dotyczące
uczelni - w tym statut czy dokument o powołaniu uniwersytetu. Ostemplowane i
podpisane powinna nam wydać administracja - opowiadał "Gazecie" prof.
Kokowski. - Niestety - mój asystent nie był w stanie przebić się przez
biurokrację - chodził z tą sprawą kilka dni odsyłany od pokoju do pokoju. I
czas zgłoszenia minął. Pieniędzy nie dostaniemy. Po prostu ręce opadają.
Szef archeologów UMCS rozważał odejście z uczelni. W
piątek przed południem spotkał się z prof. Andrzejem Dąbrowskim, rektorem i dr
Mirosławem Urbankiem, kanclerzem UMCS.
- Dostałem deklarację, że uniwersytet sfinansuje badania w Czermnie. Jestem
bardzo usatysfakcjonowany - mówi Kokowski. - Podjąłem decyzję, że zostaję na
uczelni. Do senatu raczej jednak nie wrócę, chce się wyłączyć z działań
administracyjnych. Zresztą na ten temat nie było dziś mowy. Przez dwie godziny
rozmawialiśmy o wszystkich problemach, które poruszyłem w senacie i których
mówię w "Gazecie. Odniosłem wrażenie, że zostałem potraktowany z pełną
powagą. Podjęliśmy pewne ustalenia. Zobowiązałem się, że na razie o szczegółach
nie będę rozmawiał z prasą.
Źródło: Gazeta Wyborcza Lublin