
Robert Gliński zmierzył się w „Świnkach” z tematami, które już od kilku lat są na szczycie listy problemów różnych kampanii społecznych: pedofilia i dziecięca prostytucja. Tego rodzaju filmy jak „Świnki” są zazwyczaj próbą włączenia się do debaty. Automatycznie wpisany w ich fabułę jest więc także interwencyjny ton. Za każdym razem rodzi się jednak pytanie czy reżyserowi uda się jedynie zasygnalizować tę interwencyjność, nie wysuwając jej na pierwszy plan. (…)
Tomek to wrażliwy nastolatek mieszkający w małym miasteczku przy granicy polsko-niemieckiej. Miejsce wybrane nieprzypadkowo – właśnie do takich miasteczek przyjeżdżają samochodami bogaci Niemcy, by za pieniądze uprawiać seks z młodymi chłopcami. To bardzo intratny biznes, za jedną wizytę Niemca można zarobić setki euro. Policja w ogóle tego nie kontroluje. W „Świnkach” zjawia się, gdy jest już za późno. Dla wielu chłopców stamtąd, którzy nie mogą lub nie chcą znaleźć normalnej pracy, prostytucja staje się prędzej czy później sposobem na życie. Ale wydaje się, że akurat Tomkowi to nie grozi: ma swoje ambicje, ma też coś, co można by nazwać kręgosłupem moralnym. Jednak reżyser zabiera mu nagle wszystkie punkty oparcia.
Najpierw rodzina. Matka – zapracowana pielęgniarka, nie mająca siły, by w domu wszystkiego doglądać. Ojciec, niespełniony trener piłkarski. Losem syna interesowałby się chyba tylko wówczas, gdyby ten pod jego skrzydłami grał w piłkę. Ale Tomek grać nie chce. Gdy w trakcie treningu schodzi z boiska, zrywa się – i tak wątła – nić porozumienia między nim a ojcem. Później, słysząc o problemach syna, ojciec powie tylko: niech się uczy życia.
Następnie od Tomka odwraca się szkoła. Chłopiec próbował zorganizować obserwatorium astronomiczne. Dyrekcja obiecała, że kupi specjalny teleskop. Ale na taki, który był potrzebny, by myśleć o udziale w amerykańskim konkursie na film astronomiczny, nie starczyło funduszy. Tomek – bez przesady – traci życiowy cel.
Pozostając w bliskiej relacji z księdzem, liczy jeszcze, że może to on pomoże mu zdobyć pieniądze na teleskop. Ksiądz bardziej interesuje się jednak organizacją zlotu młodzieży katolickiej w Lednicy. Scena, w której Tomek w pełni uświadamia sobie porażkę, przybiera postać karykaturalnego zestawienia: rozradowany tłum na zlocie, ksiądz tańczący i klaszczący w dłonie w rytm piosenki. W ogólnym hałasie nie może i nie chce usłyszeć, o co prosi go Tomek. (…)
„Świnki” przynoszą obraz marazmu w małomiasteczkowej społeczności, gdzie nikt nikomu nie chce wyjść naprzeciw. Ewentualną pomoc każdy rozważyłby tylko wówczas, gdyby mieściła się w ramach jego obowiązków. A więc ojciec-trener zająłby się synem tylko na boisku, ksiądz na zajęciach katechetycznych, a dyrekcja szkoły na lekcjach. Reszta ich nie obchodzi. Nie ma tu miejsca na empatię. Przyczyną tragedii Tomka jest więc również grzech zaniechania popełniany przez ludzi z najbliższego otoczenia.
To wszystko dzieje się na dodatek w specyficznym momencie życia Tomka – chłopak pierwszy raz się zakochuje. Oczywiście w niewłaściwej dziewczynie. Marta przesiaduje w dyskotece, od Tomka oczekuje przede wszystkim, że ten sfinansuje wszystkie jej zachcianki. Chęć zdobycia pieniędzy dla Marty i zaimponowania jej jest w istocie ostatecznym impulsem, który sprawia, że Tomek pierwszy raz umawia się z pedofilem. (…)
ŚWINKI
