11 marca 2012 (niedziela), godz. 20:00
ELENA (Jelena)
reż.: Andriej Zwiagincew
scen.: Oleg Niegin, Andriej Zwiagincew
zdj.: Michaił Krichman
muz.: Philip Glass
w.: Nadieżda Markina (Elena), Jelena Ljadowa (Katierina), Aleksiej Rozin (Siergiej), Andriej Smirnow (Władimir)
prod.: Rosja 2010 (109 min)
Nagroda Jury Un Certain Regard na MFF w Cannes ‘2011; Grand Prix na MFF w Gandawie ‘2011
Wraz z „Eleną”, jak sugeruje już bezpretensjonalny tytuł, Andriej Zwiagincew porzucił archetypiczno-biblijne światy, żeby zanurzyć się w rosyjskiej codzienności i jej rozterkach.
Historia ma dwoje bohaterów – parę moskwian w podeszłym wieku, obarczonych bagażem poprzednich małżeństw, przede wszystkim problemami z dorosłymi dziećmi. On, człowiek zamożny, szuka kontaktu z córką, bon vivantką oderwaną od rzeczywistości.
Ona (Elena) – troskliwa kobieta ze społecznych nizin – z apartamentów męża patrzy na biedę syna-alkoholika i jego rodziny. W poprzednich filmach Zwiagincewa za mistrzowsko opowiedzianą, mniej lub bardziej prawdopodobną historią, kryła się swojego rodzaju prowokacja. Także w przypadku „Eleny” Rosjanin wciąga widza w wewnętrzny świat bohatera po to, żeby na koniec podważyć jego wybory i racje. Gdzie celuje tym razem? Widzimy dwa światy – przestronne wnętrza zadbanego domu, ze ścianą okien i drzewami za szybą, i ciasne, lepkie od tapet mieszkanie. Łącznikiem między nimi jest czuła Elena.
Aż się prosi, żeby wyrównać materialny status mieszkańców dwóch rzeczywistości. Dać szansę chociaż małym dzieciom. Postawa Eleny jest oczywista. Łatwo zrozumieć jej determinację, kiedy zacznie pokonywać przeszkody na drodze do realizacji swojego zamiaru. Bo mąż i jego córka, którzy po latach nieporozumień nawiążą ze sobą kontakt, postanowią inaczej rozdysponować majątek...
Ale czy Elena na pewno kieruje się współczuciem? Nie radzi sobie jej syn czy ona? Na czym polega jej problem? „Elena pozwoliła mi przyjrzeć się uważniej podstawowemu zadaniu, jakie przed sobą dzisiaj stawiamy: osiągnąć powodzenie, za wszelką cenę” – mówi Zwiagincew. „W głębi jesteśmy samotni. Samotność jest początkiem i stałym elementem całego życia. Dzisiaj, w ucieczce przed nią, szukamy oparcia w naszych najpierwotniejszych instynktach” – dodaje.
Katarzyna Frankowska – ZWIERCIADŁO 21.05.2011
(…) Zwiagincew pokazał nam po raz kolejny talent godny geniusza. Tym razem opowiedział historię prostszą, bez wyrafinowanej narracji, która ujawniała w kolejnych fazach intrygi nowe tajemnice (jak w „Wygnaniu”) i bez wyrafinowanych nawiązań – biblijnych, malarskich i historycznych (jak w „Powrocie”). Ale Elena nie jest słabsza. Znów prowadzi nas świetny scenariusz, żywy, intrygujący, nawet przewidywalny, ale obudowany świetnie zainscenizowanymi punktami zwrotnymi fabuły. Nie chcę ich przywoływać, bo zdradziłbym sceny, które smakować trzeba samemu, wyreżyserowane z ogromną dbałością o detal, o ruch postaci, sposób kadrowania, długość ujęcia i dźwięk – a przede wszystkim z wielką siłą wyrazu zawartą w niedopowiedzeniu i sączonej dyskretnie tajemnicy.
Trudno też zapomnieć o przestrzeni, podzielonej przez Zwiagincewa na dwie, antonimiczne płaszczyzny – nuworyszowskiego apartamentu, w którym sterylność i geometryczność wydaje się wręcz nieludzka i wyzuta z emocji, oraz zmurszałego blokowiska – symbolu degradacji i następującej po niej demoralizacji i monotonii – blokowiska zlokalizowanego gdzieś na przedmieściach Moskwy, w którego bezpośrednim sąsiedztwie stoi smok elektrowni atomowej lub innego industrialnego potwora. Zwiagincew nie potrzebuje dialogów, bo sam obraz wypełnia wszystkie poziomy znaczeń w stopniu wystarczającym dla rozumienia i interpretacji filmu.
Ale jest w tej mistrzowskiej konsekwencji wywodu chłodne okrucieństwo wobec bohaterki – identyfikacja, z którą stanowi dla widza etyczne wyzwanie i emocjonalną konieczność. Konkluzja Zwiagincewa jest pesymistyczna – ze stanu obojętności i marazmu wyjść można jedynie w stronę zatracenia – grzechu i autodestrukcji. Poczucie klęski jest ciche, nie doprowadzi do tragedii i katastrofy. Można nawet o nim zapomnieć, godząc się na fałsz i konformizm – typowe strategie otoczenia.
Rafał Syska – EKRANY 12/2011